Zielona szkoła klas II i III

 

Zielona szkoła w klasach II i III. Zaczęło się słonecznie, choć nie można powiedzieć, że gorąco. Tak w sam raz. Poniedziałkowy ranek powitał nas piękną pogodą. Akurat na wycieczkę. Z Wolborza wyruszyliśmy idealnie o 7:00. Zaraz potem dorwałem się do mikrofonu. Wolbórz ma unikatowy urbanistycznie rynek... na wyspie. Unikatowy, bo jest to naturalne położenie od czasów założenia miejscowości. Przepływają dwie rzeki. Mamy ciekawe legendy o Tatarach, tajemniczych przejściach itp. Jedziemy. Ledwie wyjechaliśmy za Piotrków, a już jak to często bywa zaczęły się pierwsze zniecierpliwione głosy: „daleko jeszcze...” ;-D. Niestety okazało się również, że niektórzy zapomnieli połknąć tabletkę lokomocyjną. Kiepska sprawa. Czas szybko płynie na pogaduchach, przyśpiewkach. Sam nie wiem kiedy wypłynęła piosenka o „statku z bananami”. To był nasz codzienny repertuar. Pani Danusia to nawet powiedziała, że jej się po nocach te banany śnią, czy coś takiego ;-D. Kopalnia Bochnia wybudowana za Bolesława Wstydliwego. Pierwszy korytarz solny wykuli tu Cystersi. Przy wejściu furorę wzbudza ponad 2 tonowa bryła solna. Zjeżdżamy w dół około 240m. Choć Sam szyb Campi jest głębszy, ale tam to już tylko górnicy. Ruszamy kolejką. Niezła frajda. Trasa ma około 0,5 kilometra długości. Chwilkę później czekają na nas wrota czasu. To multimedialna wystawa pokazująca historię kopalni i pracę górników. Idziemy, podziwiamy, pstrykamy foty. Tu solne bryły zwane bałwanami, tu samie zwane psami, tam wiaderko o wspaniałej nazwie kibel. Wielu uczestników z niewiarą co kilka kroków liże ściany. „Sprawdzamy, czy słone...” pewnie, że słone, przecież to sól ;-D. Ruszamy dalej. Na miejscu jesteśmy akurat. Walizki, podział na pokoje i... obiadokolacja. Kotlet wielki jak sam talerz. Mówicie to dla nauczycieli???? O nie! Szkoda, że fotek nie pstrykałem. Dzień zakończyły rozgrywki sportowe w piłkę nożną.

Dzień II
Ranek jest niezwykle szybki.
Co niektórzy powstawali już przed piątą rano. Ludzie! To środek nocy jest. A tu... Słychać odbijanie piłki. Piłka do nogi o piątej rano w pokoiku – SUPER. Punkt pierwszy zwiedzanie Muzeum Pienińskiego Parku. Czyta Krystyna Czubówna. Flora, fauna. Gatunki reliktowe i endemiczne. Niepylak Apollo, Pszonak Pieniński, reliktowa sosna na Sokolicy. Podczas zwiedzania poznajemy strukturę geologiczną oraz oglądamy archeologiczne znaleziska. Ciekawość wzbudza znaleziony w jaskini, w Obłazowej bumerang. Datowany na ponad 30 000 lat p.n.e. jest uważany za najstarszy odnaleziony bumerang na świecie. Idziemy na Wąwóz Homole. Trasa krótka ma jedynie 800 metrów długości, przepiękna. Wąwóz uważany jest za jeden z najpiękniejszych w Europie. Ta skała po której idziemy to wapień., choć ma różne odcienie. Malownicza trasa wiedzie wśród skał, mostków i wodospadów. W miarę spokojnie dochodzimy do skałki. To „księga życia” mówi nasz przewodniki. Ci najbardziej uważni mogą tu znaleźć wszystkie sekrety przyszłości. To i liczbę na najbliższego Toto-Lotka też? Na poważnie to skale osuwisko powstałe w okresie plejstocenu nieformalnie nazywanego epoką lodowcową. Nie wiem dlaczego od razu kojarzy mi się to z filmem? Pstrykamy foty i ruszamy dalej. Wychodzimy z lasu na polanę Rówieńki. Jest tu placyk zabaw, schronisko, jest i Janosik. Za niewielkie myto pstryka z nami foty i sprowadza stado owiec. Ruszamy na Wysoką najwyższy szczyt Pienin – 1052 metry ponad poziom morza. Zaraz po wyjściu awaria. But w kałuży. Jedyna kałuża w okolicy, a tu??? But utknął głęboko. Całego ramienia potrzeba by go wyciągnąć. Idziemy pod górkę. Idziemy na dwóch nogach na czworakach wreszcie... pełzniemy. Do szczytu brakuje 45m. Rozlegają się jęki i stęki. Ja już nigdzie nie idę. „...Jaki szczyt? „Ja to już szczytuję...”. Pada jednoznaczne stwierdzenie. Do tego wyraźnie zmienia się pogoda. Wracamy. Czasami schodzenie jest trudniejsze niż wejście. Już w autokarze zastaje nas ulewa. Prawdziwe oberwanie chmury. A na miejscu wszystkie bule jakby ręką odjął – dyskoteka.

Dzień III
Budzę się o 6:00. Na korytarzach... Cisza... Co to? Chorzy czy co? Ale nie, ale nie... Dziś dzień odpoczynku.
Ruszamy skrótem na zaporę w Czorsztynie. Pogoda wspaniała. Zwiedzamy tamę, robimy szybkie zakupy. Szybkie, lecz konkretne. Podczas wejścia do zamku pracownicy zarekwirowani nam prawdziwy arsenał ciupag, toporów, kusz i diabełków. Zwiedzamy. Jako pierwsze loch. To tu właśnie przetrzymywano legendarnego Janosika. Tuż przed powieszeniem za ziobro. A tu są herby wszystkich właścicieli. Nagle... Śmiech. Patrzcie, patrzcie. Tam, tam herb Łaskich. Hej Łaski niezły zamek masz ;-D. Największą sensację wzbudziła studnia, w której Bogusław uwięził swą żonę Brunhildę. Uwięził za... stłuczenie ulubionej porcelany. Tu krużganek, tam pokoje i... kabriolet bidet, czyli po prostu kibelek. Zwiedzamy Niedzicką powozownię - idziemy na rejs. Wraz ze starszymi kolegami, którzy również są na „zielonej” płyniemy po Zalewie Czorsztyńskim. Wspaniałe widoki, choć uczciwie przyznam, że nasza wiara przesiaduje w środku oblegając... sklepik. Po kolacji gramy w piłkę i budujemy zamki w piasku w boisku do piłki plażowej. Dyska przenosi się rotacyjne od pokoju, do pokoju.

Dzień IV
I znowu śpimy. Tym razem budzę sporo wycieczkowiczów. Ruszamy na
Zamek w Czorsztynie. Choć to ruiny, wzbudza on całkiem spore zainteresowanie. W drodze widzimy reliktową roślinę Pszonaka Pienińskiego. Podziwiamy amonity czyli skamieniałe szczątki roślin i zwierząt. Sensację wzbudza "żygacz", czyli średniowieczna rura kanalizacyjna. Ruszamy do Jaworek. Przed nami górska wspinaczka na Trzy Korony. Choć nazwa Trzy Korony sugeruje 3 szczyty to jest ich tu tak naprawdę 5. Tam będziemy, pokazuje nasza przewodniczka na Okrąglicę. Idziemy szlakiem królewskim. Najstarszą handlową drogą. Powolutku z częstymi odpoczynkami. Dochodzimy do Przełęczy Szopka zwanej również "Bogu Chwała" skąd ruszamy dalej na zdobycie szczytu. Warto było. Wspaniałe widoki rekompensują wszelkie trudy. Wieczorem szykujemy się na mecz. Malowanie, ciuchy i trąbki. Tworzymy strefę kibica. W dobrych nastrojach idziemy spać.

Dzień V
Wracamy. Po drodze ostatnia już atrakcja
Energylandia. Zaraz po przyjeździe niemiła niespodzianka. Leje i to jak. Na szczęście nasi Indianie nieźle zaklinają i już po pół godzinie się przejaśnia. Moje wrażenia są ogólnie pozytywne, choć oczekiwanie w każdej prawie kolejce ok. pół godziny na wejście uważam za przesadę. Tyleż czasu również należy odliczyć na kolejkę po coś na ząb. Wreszcie meldujemy się w Wolborzu. Całkiem niezła wyprawa. A Wy jak uważacie? Zapraszam do fotek. A teraz zapraszam do fotek. KLIKNIJ